W macierzyństwie zawsze jesteśmy na początku



"Każdy był kiedyś na początku". Ostatnio przeczytałam gdzieś to zdanie i pomyślałam sobie "Kurcze to prawda. Przecież nie muszę być we wszystkim zajebista. Od razu."
Szykując się do półmaratonu nie zacznę od pokonywania 10-kilometrowej trasy. Wprowadzając nowe nawyki żywieniowe w naszej rodzinie nie wyeliminuję od razu tych starych. I tak jest ze wszystkim. Czy to nauka gry na instrumencie, czy dyscyplina sportowa lub jakaś dziedzina nauki. Tylko praktyka przybliża nas do celu.


Problem jest jednak, gdy masz dzieci
Owszem, każda z nas była lub właśnie jest na początku macierzństwa, więc warto wrzucić na luz. Nie da się poćwiczyć bycia matką dopóki się nią nie jest.
Problem w tym, że te początki są najważniejsze. To wtedy dzieci rozwijają się najszybciej, to wtedy kształtują się ich postawy, charakter, gust, preferencje czy nawyki żywieniowe. To w tym czasie powinniśmy zapewnić dziecku wszechstronny rozwój. Jeśli chcemy rozbudzić w dziecku jakieś nawyki lub pobudzić jakąś pasję to właśnie te pierwsze lata determjnują ich późniejszy rozwój i to jest takie cholernie trudne. Bo z jednej strony mamy prawo do błędów a z drugiej strony jest to najgorszy czas na ich popełnianie.
Owszem, wszystkie błędy możemy naprawiać ale im więcej popełniamy ich na początku tym później trudniej to wszystko odkręcić.
Poza tym, gdy podejmujemy jakieś wyzwanie to zazwyczaj mamy jakiś wyznaczony cel, który chcemy osiągnąć i jeśli robimy coś regularnie to widzimy efekty z czasem dochodząc do coraz większej perfekcji.
W wychowaniu tak nie jest. Nie jest możliwe wyznaczenie sobie konkretnych celów. Ok. Można sobie założyć jakiś ogólny zarys człowieka jakim miałoby się stać nasze dziecko ale nawet postępując w sposób, który ten cel pomogły nam osiągnąć nie mamy gwarancji, że tak będzie. Nigdy nie możemy być pewne, że to w jaki sposób wychowujemy nasze dzieci przyniesie nam to czego oczekujemy. I tak jak wszystko wymaga praktyki to z dziećmi mam wrażenie, że im dalej w las tym ciemniej. Bo niby jest trochę łatwiej. Dziecko rośnie zaczyna, chodzić, mówić można je zrozumieć, trochę dłużej potrafi zająć się same sobą ale każdy etap przynosi nowe trudności. I gdy już myślisz "Ok. Rozgryzłam moje dziecko. Będziemy robić tak i tak." To ono nagle znów trochę dorasta, znów trochę się zmienia i to co było dobre jeszcze kilka tygodni temu znów jest nieaktualne.

I nawet, gdy masz kolejne dziecko to myślisz, że już wszystko wiesz to okazuje się, że dalej nie wiesz nic. Bo to dziecko jest już zupełnie inne. Wymaga innych potrzeb i innych Twoich postaw. Poza tym masz w domu zupełnie inną sytuację. Miałaś jedno, teraz masz dwa. Jednocześnie. Więc znów zaczynasz od początku wszak ta sytuacja znów jest nowa. Jesteś teraz na początku wychowania dwójki dzieci.
Wydaje mi się, że końca nie ma. Bo nawet jeśli dzieci się wyprowadzą i Twoje wychowywanie się skończyło to znów masz nową sytuację, której musisz się nauczyć i znaleźć nowe rozwiązania, żeby nie spieprzyć tego na co pracowałaś dotychczas. Nawet jeśli dzieci założą już własne rodziny to nadal możesz wszystko spieprzyć. Jesteś już teściową twoje prawa matkowania są ograniczone (co zresztą słusznie, bo najwyższy czas ale jednak znów jest to sytuacja nowa). Później jesteś babcią i wydawałoby się, że teraz jest już łatwiej to przecież znów zaczęłaś od nowa 😊

Także ten.
Pozdrawiam
Paulina
Zdjecie Jon Tyson

Komentarze