Czy jestem uzależniona od telefonu?


Oczywiście, że tak i to jest coś za co bardzo siebie nie lubię.
Z telefonem chodzę niemalże wszędzie i to strasznie mnie wkurza.
Dlaczego wkurza? Bo wiem, ze marnuję czas a jednak skroluję. Bo wiem, że powinnam położyć się już spać ale jeszcze coś zobaczę, komuś odpiszę.
Wiem, że to jest problem wielu z nas.

Co ciekawe mogłabym żyć bez telefonu. A w zasadzie bez social mediów. Rozważałam już kupno telefonu, który przypominałby te sprzed kilkunastu lat. Z opcją dzwonienia, pisania i Snake'a. Bo telefon sam w sobie przydany jest i dobrze jest go mieć przy sobie w razie W. Możemy potrzebować pomocy, ktoś może potrzebować nas. Chwilowo nie noszę zegarka więc fajnie móc sprawdzić godzinę zamiast liczyć uderzenia dzwonu co godzinę.

Czasem robię sobie detoksy bez Facebook'a i Instagram'a, czasem wyłączam również WhatsApp'a i Messenger'a zwłaszcza, gdy jeździmy na wycieczki. I mogę bez tego żyć. We wrześniu będąc w górach tak się rozpędziłam z Instagramem, że włączyłam go chyba dopiero w listopadzie. I wcale nie tęskniłam. Do tej pory wchodzę na Insta o wiele rzadziej niż przed jego wyłączniem (i co ciekawe jestem dzięki temu o wiele zdrowsza o te wszystkie wyidealizowane zdjęcia, których nie widziałam ;) )
Jednak pisząc do Was posty, fajnie gdzieś je pokazywać a bez social mediów już chyba nie da się prowadzić bloga.
I chyba tylko to powstrzymuje mnie od zmiany telefonu.

Jestem jednak bliska ustalenia sobie godzin dla Internetu.

Będę wyłączać aplikacje i włączać je jedynie w określonych godzinach i wyłączać po upływie ustalonego czasu. Być może brzmi to śmiesznie, jak blokada rodzicielska dla samego siebie ale jeśli sprawdzasz godzinę a po 20 minutach orientujesz się, że skrolujesz fejsa to to jest problem.

Teoretycznie mogłabym nie odpalać Wi-Fi lub danych komórkowych ale lubię słuchać muzyki w ciągu dnia a przy okazji widzę różne powiadomienia. Więc zdecydowanie wolę wyłączać aplikacje, bo nawet jak mnie skusi wejście na fejsa to gdy pomyślę, że muszę pierw włączyć aplikację na pewno mi się odechce (wiem, testowałam, tak to właśnie działa).

Strefy bez telefonu

Oczywiście bawiąc się z dziećmi raczej nie używam telefonu, chyba, że do zrobienia zdjęcia. Co też mnie wkurza ale wiem, że lubicie takie inspiracje więc fajnie mieć jakiś ślad. Nie udostępniam zdjęć od razu. Robię zdjęcie, odkładam telefon, staram się nie widzieć okna czatu.
Często też nie biorę telefonu na spacer. Nie rzadko tego żałuję, bo straciłam w ten sposób wiele ciekawych ujęć. Nigdy nie kuszą mnie jednak aplikacje, gdy jedziemy na rowery czy w inny sposób spędzamy czas w czwórkę poza domem. Nawet, gdy mam telefon ze sobą to głównie w funkcji zegarka lub mapy czy właśnie aparatu.

Kolejna strefa to posiłki. Walczę sama ze sobą, bo czasem nasze śniadania we trójkę trwają godzinę. Innym razem podczas posiłku rozmawiamy o czymś z Połówkiem i chcemy coś szybko sprawdzić, np. pogodę. Ale to też jest zgubne bo tam już czeka milion innych powiadomień. Więc staramy się nie brać telefonów na czas posiłków ani również nie odbierać, gdy ktoś dzwoni.


To straszne, że w obecnych czasach rządzi nami to małe urządzenie i tak zwane FOMO czyli Fear of Missing Out (strach przed pominięciem, boimy się, że nie będziemy o czymś wiedzieć, stracimy jakąś informację, coś przegapimy). Boję się myśleć co myślą nasze dzieci, jak często myślą, że przegrywają z telefonem. Jeśli nie miałaś postanowień to może warto spróbować pożyć w realu, bez telefonu, z dziećmi.

Foto: Paul Hanaoka

Paulina

Komentarze