Małe dzieci i pies ze schroniska. 2+2+1



Wzięliśmy psa ze schroniska. A co z dziećmi ?
Oddaliśmy. Taka zamiana.
Żart.
Jak to było z tym psem.
Tego psa w ogóle miało nie być. Tzn miał być ale nie teraz. Kiedyś już coś przebąkiwałam staremu "weźmy psa, weźmy psa" ale zawsze było: "Nie teraz, jak się wybudujemy a nie do bloku" (dodam, że budowa domu jest póki co w sferze marzeń, więc to nie była satysfakcjonująca odpowiedź).
Przed świętami chciałam zorganizować zbiórkę rzeczy do schroniska typu karma, koce. Ale napisali, że przed świętami to mają tego dużo. Lepiej po nowym roku.
No i dobra.
Był czwartek mówię: "W sobotę jedziemy."
"Ale bierzemy psa?"
"No nie wiem, a ty jak myślisz?"
"No nie wiem, pojedziemy zobaczymy".
Takie rozmówki mieliśmy przez te dwa dni. Bardzo produktywne jak widać.

I tu pragnę zaznaczyć, że to nie jest tak jedziesz, oglądasz, mówisz "TEN, mój Ci on" i jedziecie z nim do domu. Ja tak myślałam. Ale na szczęście tak nie jest.
Trzeba przyjechać co najmniej kilka razy. Ty musisz poznać psa. Pies ciebie. Ludzie ze schroniska muszą Cię poznać coby zorientować się w jakie ręce trafi. Być może pojadą sprawdzić warunki. Bo mówisz, że pies będzie w domu a na podwórku czeka buda i łańcuch. No nie wiadomo. Na końcu umowa. I już.

Dodam, że to wyszło od niechcenia, przypadkiem, bo jechaliśmy tam nic nie ustalając (czytaliście dialog powyżej). Przekazaliśmy te rzeczy i mimochodem spytaliśmy czy możemy zobaczyć psy. Ale tak po prostu. Żeby dziewczyny zobaczyły jak psy się mają w schronisku a my żeby zobaczyć komu pomagamy, ot tyle.

Panie opowiadały nam o psiakach (było ich 8). Ile siedzą, skąd przybyły, ile mają mniej więcej lat, na co chorują, jaki mają charakter. Od słowa do słowa rozmowa potoczyła się w kierunku ewentualnej adopcji.

Zaznaczę, że myśląc o psie pod uwagę braliśmy psa średniej wielkości. Taki kundel pospolity. Oboje marzyliśmy o owczarku niemieckim. Ale na kiedyś. Jak będziemy mieli dom. Jak dzieci będą większe. Na pewno nie do bloku.
I rzeczywiście panie pokazały nam pieska, który był nie zbyt duży, łagodny do dzieci. No taki pieseł akurat. Od razu też zaznaczyły, które na pewno nie ze względu na dzieci.
Koło Alexa przeszliśmy popatrzyliśmy i tyle. Przecież to wielki pies. Nie ma o czym mówić. Nawet nie zapamiętałam jego imienia.
Wracając do domu zdzwoniłyśmy się z jedną z pań, która zaczęła mówić o tamtym kundelku ale przerwałam jej mówiąc, że właściwie myślimy o tym dużym czarnym i jutro znów przyjedziemy.

Alex nie był szczególnie towarzyski. Miał objawy depresji. Patrzył zza krat smutnym wzrokiem psa który pogodził się ze swoim losem.
Poszliśmy z nim na spacer. Miał nas w nosie. Bo uwielbia spacery więc nie zwracał na nas zbytniej uwagi.
Powiedziałam, że przyjadę we wtorek z siostrą i dzieciakami bo rano męża nie będzie.
Przyjechałam.
Usłyszałam słowa:
"No nie no zobacz ta Pani przyjechała z siostrą. Ona chce wziąć Alexa z tymi dziećmi!"
Nie wierzyły do końca, że weźmiemy tak dużego psa mając malutkie dzieci ale my już go pokochaliśmy a on zaczął cieszyć się na nasz widok.
Przyjechaliśmy jeszcze kilka razy i teraz Alex jest z nami.

Rozmiar nie ma znaczenia

Oczywiście ktoś pomyśli zwariowali. Taki pies do dzieci. Nie wiadomo co zrobi.
Myślę, że nie wielkość ma ty znaczenie. Owszem duży pies ma inne wymagania: więcej ruchu więcej jedzenia. Ale kluczowy był jego charakter. Czasem mniejsze psy są bardziej agresywne od tych dużych.
Alex nigdy nie zachował się agresywnie. Ani do nas, ani do dzieci, ani do pracowników schroniska.
Nie reagował gwałtownie na nagłe głaskanie przez dziewczyny.
Owszem dalej pilnujemy, by nie doszło do trudnej sytuacji. To wciąż jest tylko pies, którego mało znamy. To wciąż są tylko dzieci. I to wciąż jest tylko pies.

Ale decyzja była przemyślana i świadoma. Żadne widzi misie. Bierzemy psa i tyle. Bo nam się podoba (choć być może tak wynika z tego tekstu i z naszego pierwszego dialogu, później jednak nasze rozmowy były już zdecydowanie bardziej rozbudowane i sensowne).
Wiele osób nie lubi tego porównania ale to prawie jak z dzieckiem. Nie decydujesz się na dziecko dla ślicznych ubranek, uroczych kokardek czy słodkich zdjęć stopek które wrzucisz na insta (a przynanajmniej nie powinieneś z tych powodów). Pies to codziennie kilka spacerów, bieganie, porządna karma, wizyty u weterynarza, zabawa. To czas i pieniądze. To przeorganizowanie życia towarzyskiego (krótsze wizyty, bo trzeba wrócić i z psem wyjść) turystycznego (nie wszędzie zabierzesz psa).

Jak po porodzie

Przez pierwsze dwa dni psychicznie czułam się jak po pierwszym porodzie "O rety, to on teraz tu z nami będzie" "Co my narobiliśmy". Niby wiedziałam, że potrzebuje czasu, żeby się zaaklimatyzować ale pojawiały się myśli "No przecież tu ma lepiej, czemu jest taki smutny". Powoli jednak Alex oswaja się. Zaczyna czuć się jak u siebie. Wie co może, czego nie. Wciąż się docieramy. Nie żałujemy.

Ściskam
Paulina



Komentarze