W końcu przeczytałam jakąś książkę!. Czyli kilka słów o Pozytywnej Dyscyplinie.


A dzisiaj coś czego dawno u mnie nie było, czyli recenzja książki. Dobra, recenzja to za duże słowo i nie o książkę tu chodzi a o koncepcję.
Dawno nie pisałam o książkach, bo dawno nic nie czytałam. Serio przyznaję. Miałam dość. Doszłam do momentu, gdy myślałam, że gdy zobaczę jeszcze jedną książkę o wychowaniu to zwariuję. Wystarczy, że mam kocioł z własnymi dziećmi, nie muszę już oni nich czytać. A z braku czasu i przeładowania mózgu nie przeczytałam nic konkretnego. Z kolei teraz czuję głód wiedzy i duży zapał.

Pozytywna Dyscyplina. Bo o niej będzie mowa.

Mam wrażenie, że wiele nurtów, koncepcji, filozofii (czy jakby to nie nazwać) wychowania dzieci kręci się wokół tego samego. Wokół dziecka. Ile można ?
Taki żarcik. Oczywiście, że wokół dziecka.

Coby nie czytać, po co nie sięgnąć rozchodzi się o nic więcej jak o szacunek do dziecka. Czy to rodzicielstwo bliskości czy pozytywna dyscyplina czy założenia książek z serii "Jak mówić..". Wszystko się gdzieś tam przeplata, powtarza, choć przy okazji daje inne spojrzenie, nowe pomysły, nowe "hacki". I chociaż czasem mam wrażenie, że znów czytam o tym samym, to dobrze. Bo pewne rzeczy się odświeżają, pewne utrwalają

W tej książce nie jest inaczej. Autorka podaje kilka propozycji jak rozmawiać z dziećmi, jak z nimi współpracować, jak rozwiązywać konflikty. Nie mam zamiaru streszczać Wam książki ani rozpisywać się na temat PD (Pozytywnej Dyscypliny), nie czuję się na siłach tylko po przeczytaniu książki ale powiem Wam co dla mnie było w niej najważniejsze.

Jak możemy oczekiwać od dziecka, że zachowa się lepiej, gdy poczuje się gorzej?

Najważniejsze zdanie w całej książce. Tak bardzo oczywiste a jednocześnie tak często myślimy odwrotnie. Chcemy ukarać dziecko za nieodpowiednie zachowanie, by zachowywało się lepiej. To przecież nie ma sensu. Spójrzmy na siebie. Czy jesteś lepszym człowiekiem, gdy coś Cię boli? Czy jesteś lepszym człowiekiem, gdy zruga Cię szef? Czy chce Ci się gotować, gdy mąż za każdym razem kręci nosem? Czy jesteś milsza, gdy jest Ci smutno? Jako dorośli umiemy maskować wiele naszych uczuć, zagryzać zęby, robić dobrą minę do złej gry ale dzieci mają wszystkie emocje na zewnątrz. Dobitnie domagają się swoich potrzeb chociaż często same dokładnie nie wiedzą czego tak naprawdę chcą (a my wiemy?)
Gdy nakrzyczysz na dziecko za bałagan w pokoju to chętniej go posprząta? Może to trochę starsze posprząta ale czy czegoś się nauczy, czy zrobi to chętniej?
Czy gdy nakrzyczysz na dziecko za to, że marudzi (nie ten talerz, nie te buty) to humor się poprawi, talerz spodoba a jęki odejdą?
Oczywiście, dziecko które się boi zrobi te rzeczy, ze strachu. Ale czy w domu pełnym twoich krzyków dziecko będzie pogodne i uśmiechnięte? Nie będzie marudzić, pyskować, jęczeć?

Może opowiem Ci na moim doświadczeniu.
To zdanie naprawdę mi pomogło w kilku kwestiach. Często mam nieprzespane nocki z powodu pobudek zaczynających się jękami, bo nagle o 5 rano ktoś sobie przypomniał, że nie przeczytaliśmy jakiejś tam książki. To marudzenie trwa czasem bardzo długo i BARDZO mnie wkurza. Często wtedy krzyczę "Daj mi już spać !" "Bądź już cicho, pęka mi głowa!" Ale czy to, że krzyczę sprawi, że poczuje się lepiej i zaśnie? Jakby wręcz przeciwnie. Dojdzie jej kolejny powód do jęczenia bo mama krzyczy.
To samo z ubieraniem do wyjścia. Czy moje krzyki to przyspieszają czy mam teraz nie ubrane dziecko, które w dodatku płacze?
I myślę, że to jest właśnie sedno tego zdania. 

Druga rzecz. Zebrania rodzinne

To jest super sprawa. Niby gdzieś coś chciałam ale nie wiedziałam jak to nazwać jak się za to zabrać a tu proszę. Założenie jest takie, że całą rodziną siadamy konkretnego dnia i podejmujemy ważne decyzje, rozwiązujemy problemy, ustalamy plan dnia, tygodnia, propozycje posiłków itd.. Oczywiście nasze dzieci są jeszcze ciut za małe ale koncepcja mi się podoba. Nie mamy konkretnego ustalonego dnia ale gdy jest jakiś problem możemy go przedyskutować np. podczas obiadu, bo ten zawsze jemy razem.
Zawsze był problem z wieczornym rytuałem, niby wiadomo mycie, kolacja, czytanie ale zawsze to było jakoś nie tak. Zawsze robiła się 20.30 a my dopiero zaczynamy czytać. Postanowiłam przedyskutować ten problem. Zaproponowałam harmonogram:
18.00 - sprzątanie zabawek.
18.10 - kąpiel.
18.30 - kolacja.
19.00 - mycie zębów, wybór książek, ostatnie siusianie.
20.00 - koniec czytania. Ewentualnie kołysanki, krótka rozmowa.

Wszyscy się zgodzili.

Dzięki temu po 20.30 mam praktycznie wolne wieczory. Niestety nie mogę wyjść z pokoju zanim zasną i oczywiście nigdy to nie jest co do minuty ale każdy wie co i kiedy ma robić. Gdy dziewczyny świrują to przypominam, że tracą czas na czytanie i nastawiam budzik na 20.

Takie spotkania rodzinne mają kilka warunków. Na specjalnej kartce powinniśmy zapisywać problemy do omówienia i wspólnie je przegadać. Najważniejsze jest to, że każdy głos jest ważny, nie możemy podważać zdania dzieci tylko wziąć je pod uwagę. M. nie chciała budzika, bo mówi, że jest straszny. Mogłam powiedzieć "Nie przesadzaj" ale to nie ta droga. Wspólnie ustaliłyśmy, że wybierzemy inny dźwięk. Lekceważące podejście  do zdania i opinii innych sprawia, że spotkania rodzinne stają się chęcią przeforsowania swoich pomysłów, inni przestają czuć się ważni, spotkania tracą sens.

Czy warto przeczytać? Wady i zalety

Książka jest niejako podręcznikiem. Na końcu każdego rozdziału jest kilka punktów podsumowania i kilkanaście pytań z treści rozdziału. Tak dla lepszego utrwalenia i zapamiętania.
Książka skierowana jest zarówno do rodziców jak i nauczycieli, więc spora część poświęcona jest relacji nauczyciel-klasa, co trochę mnie zniechęcało ale czyta się lekko.
Dodam również, że rozwiązania skierowane są raczej do rodziców dzieci w wieku 4 lat i więcej. Oczywiście można część przełożyć na młodsze dzieci ale większość rozwiązań wykracza poza ich możliwości rozwojowe np. czekanie tygodnia na spotkanie rodzinne w celu rozwiązania jego problemu, to stanowczo za długo.
Ciekawe są fragmenty skierowane do nas, dorosłych dzięki którym możemy trochę zajrzeć wgłąb siebie, trochę się sobie przyjrzeć, trochę nad sobą popracować.

To tylko tak pokrótce, jeśli macie chęć zobaczyć dokładnie co i jak to zajrzyjcie do książki. Ciekawa pozycja. Śmiało możecie omijać fragmenty o szkole tylko rozważnie, akapitami, nie stronami coby nie przegapić istotnych, uniwersalnych podsumowań. Myślę, że wrócę do tej książki, gdy dziewczyny trochę podrosną, głównie pod kątem spotkań rodzinnych choć być może do tego czasu samo się wyklaruje.

Pozdrawiam
Paulina

A tu kilka słów o książkach Jak mówić, żeby dzieci słuchały


Komentarze