Mamy słomiany zapał. Czy my w ogóle przetrwamy ?



Na początku tej pandemii (aż mnie kusi cudzysłów) wszyscy się spieliśmy. Na początku.
Zrobiliśmy zapasy, zostaliśmy w domu, zakupy starczały nam na tydzień, niektórym i na dwa. Nie potrzebne nam były nowe ubrania. Poczuliśmy potrzebę kontaktu z naturą (szturm na lasy). Racjonalnie planowaliśmy posiłki coby się nie marnowało i żeby nie wyrzucać. Spieliśmy tyłki. Chciało nam się.
Później już nam trochę zelżało. Zakupy zaczęliśmy robić przez internet. Jak zamknęli lasy to nagle każdy potrzebuje psa do spacerów, bo jak można siedzieć w domu. Nawet Ci, którzy przed epidemią siedzieli w domach nagle poczuli, że im ciasno, że nie będą siedzieć, że chcą wyjść.
Później zaczęliśmy się nudzić. Pogoda za oknem coraz bardziej zachęcająca. Kto mógł cichaczem szedł na działkę lub wyjechał do domu na obrzeżach. Część uciekła do rodziców mających kawałek swojej ziemi.
Gdy nam delikatnie poluzowali to najpierw nieśmiało ruszyliśmy do lasów i sklepów. już nie raz w tygodniu tylko dwa. Albo i dwa razy dziennie. Już teraz, przynajmniej u nas, wszystko wygląda normalniej. W sklepach więcej ludzi, na ulicach też już swobodniej. Pojawiają się też korki i zapach grilla. Tylko te maseczki zostały ale z tym też nie jakoś przesadnie.
I tak sobie myślę, że gdyby nam przyszło zmierzyć się z czymś naprawdę dużym to nie przetrwamy. Jesteśmy przyzwyczajeni do życia w pędzie. Szybko się nudzimy. Zmieniamy kanały, zdjęcia profilowe, partnerów, zmieniamy nasze domu zmieniamy siebie (co rok nowa ja). Ciężko nam było znieść kolejne obostrzenia, może dlatego, że zakrawały o absurd. Może dlatego, że rząd ośmieszał siebie i nas kolejnymi pomysłami. Więc może i dlatego.

Ale to samo było z suszą. Wiele osób się wystraszyło. Grożono nam suszą stulecia. Nie będzie co jeść i pić. Ceny wyskoczą w górę. Okazało się, że można zbierać wodę po myciu warzyw i podlewać kwiaty. Że prysznic może być krótszy, że wodą z kąpieli można spłukać kibel. Ale spadł deszcz i mamy znów wylane jakby jutra miało nie być.

Nie wszyscy. Wiadomo. Część ludzi wciąż boi się wyjść z domu (może lepiej wyłączyć tv i wyjść?). Liczę na to, że wiele ludzi wciąż myje ręce z większą częstotliwością. Mam nadzieję, że chociaż część ludzi podchodzi z większym szacunkiem do wody.

Jednocześnie w ogólnym rozrachunku myślę, że niewiele się zmieniło. I nie wiem co by musiało się stać, żeby naprawdę nam się chciało. Żebyśmy chcieli zawalczyć w imię czegoś. Może potraciliśmy wartości? Nie widzimy sensu? A może do tej pory nie mieliśmy o co, dopóki nie pali nam się grunt pod nogami?
Chociaż mam nadzieję, że w dobrej wierze potrafimy spiąć dupy.




Ciekawa jestem Waszych spostrzeżeń. Bardzo, BARDZO jestem ciekawa !

Ściskam jak zawsze
Wasza Paulina


Photo by Sam Solomon on Unsplash

Komentarze