Po porodzie, gdy Połówek wrócił już do pracy bardzo chciałam wszystkim pokazać i udowodnić, że dam sobie radę sama.
Mieszkamy
z moimi rodzicami, więc pomoc na wyciągniecie ręki. Ale przecież ja mogę sama.
Tak, teraz jestem MATKĄ, odpowiedzialną za MOJE dziecko, więc JA muszę się nim
zająć.
I
się zajmowałam.
Siedziałam
o suchym pysku z Bąblem na cycu, bo akurat zapomniałam przygotować sobie wody a
ona musi jeść teraz, już. Nie, że sobie jeszcze doniesiesz zapas wody czy cokolwiek.
Siedziałam
z Bąblem na cycu sama przymierając nieco głodem, bo przekąski już dawno się
skończyły, minuty zmieniały się w godziny a ona dalej jadła w najlepsze.
No ale przecież nie poproszę nikogo, żeby mi doniósł.
No ale przecież nie poproszę nikogo, żeby mi doniósł.
Prawie
mdlałam z głodu, bo ciepły obiad stoi i pachnie a Bąbel marudzi, bo chce się tulić ale to MÓJ
Bąbel, więc marudzi na MOICH rękach i JA go tulę. W końcu obiad nie zając.
Z
wyżej wymienionych powodów mój pęcherz również musiał stać się bardzo
wyrozumiały, nie wspominając już o zębach czy włosach.
Tak
więc w krótkim czasie powróciłam do wagi niższej niż z początku ciąży, straciłam
wszelkie oznaki letniej opalenizny oraz wiarę w moje macierzyńskie zdolności. To ostatnie znosiłam najgorzej.
Wtedy to powiedziałam sobie DOŚĆ!
Za
chwile ten TWÓJ Bąbel stanie się dzieckiem najbardziej sfrustrowanej matki na
świecie. Przez to moje JA omal nie nabawiłam się depresji.
Pomijając
jak bardzo nadwyrężyłam siebie, najgorsze, że obrywało się Bąblowi. Głód,
zmęczenie, wątpliwa higiena osobista. To
wszystko najbardziej odbijało się na Młodej.
Szczęśliwa
Mama to szczęśliwy Bąbel.
A
babcia chętnie potrzyma. Wujek zagada. Ciocia poświruje.
Mama
zje, umyje się, wyluzuje, zmądrzeje.
Tak
oto doszłam do wniosku, że warto prosić o pomoc. Dla dobra swojego i dziecka.
Taki morał 😌
Komentarze
Prześlij komentarz