Mieszkanie z rodzicami. Jeśli nie musisz, to się w to nie pakuj !



Większość osób myśli, że mieszkanie z rodzicami ułatwia życie młodym rodzicom.
Nic bardziej mylnego.

Siła wyższa

Na nasz własny kąt musimy z Połówkiem jeszcze chwilę poczekać dlatego od prawie roku mieszkamy z rodzicami.
Po skończonych studiach postanowiliśmy wrócić do naszego rodzinnego miasta. A najlepszą opcją na tamten moment było zamieszkanie z rodzicami (dodam, że w domu jest też moja siostra, brat i pies no i babcia mieszkająca za płotem - w zasadzie płotu nie ma, więc dzielimy podwórko i teoretycznie mieszkamy razem).

Byłam w ciąży rodzice, mieszkają w domku z dużym podwórkiem. Połówek wiecznie w rozjazdach, więc byłabym ciągle sama. Poza tym było lato więc wiadomo, że lepiej w domku niż w bloku.
Do czasu. Rodzina rodziną ale co za dużo, to nie zdrowo.


Dobra, może na początku, gdy połóg trwa w najlepsze, a Połówek musi wracać do pracy. Wtedy owszem przydaje się dodatkowa osoba w domu. Zwłaszcza, gdy dziecko nie zostanie nawet sekundy samo bo od razu się budzi i płacze (jak było u nas).

Jednak później jest tylko gorzej. Zwłaszcza, gdy rodzina myśli że przecież Ty SIEDZISZ w domu. Więc nagle spadają na Ciebie wszystkie obowiązki.
Pranie, sprzątanie, zmywanie no i jeszcze obiad dla całej rodziny (oczywiście gotowy na 14).
Nie ważne, że Bąbel siedzi pół dnia na cycu (albo i cały).
Ok.
Ty wtedy też siedzisz.
Ale nie wiem, masz w tym czasie jeszcze odkurzać czy myć kibel?
Nie mówiąc zajmowaniu się dzieckiem. Ale przecież co to takie dziecko? Przecież ono ciągle śpi i nic nie trzeba robić przy nim. High Life.
A gdzie czas na zabawę z dzieckiem ? Na budowanie więzi.

Na nic nie robienie ? Czas dla siebie ?

I oczywiście wszystkie dobre rady, każdy chce "pomóc", patrzy Ci na ręce i ocenia każde Twoje zachowanie. Nic przyjemnego.



Na początku chciałam dobrze

Żeby wszystko było zrobione, jak reszta wróci z pracy. Obiad ugotowany, pranie powieszone, jedno, drugie trzecie (przy tylu osobach pralka chodzi bez przerwy), chata ogarnięta, pies wyprowadzony. Wszyscy szczęśliwi.
Oprócz mnie.
Zmęczonej, głodnej, sfrustrowanej, nieuczesanej bez czasu dla własnego dziecka. To było najgorsze, bo Majki ciągle było mi mało. Ciągle miałam wrażenie, że mimo całego dnia spędzonego z Majka nie było mnie wystarczająco tylko dla niej.

Wtedy powiedziałam dość

Przecież miało być łatwiej. Okazało się, że dla wszystkich ale nie dla mnie.
Postanowiłam zrobić stały podział obowiązków. Wzięłam kartkę, długopis, kolorowe mazaki i stworzyłam miesięczny grafik z codziennymi obowiązkami dla wszystkich. Już od czterech miesięcy się sprawdza (czasem lepiej czasem gorzej ale w miarę funkcjonuje).
I te nieszczęsne obiady. Gotuję już tylko dla siebie, Połówka i od niedawna dla Majki. Gotowanie na godzinę 14, codziennie było dla mnie nie do przeskoczenia. Zwłaszcza, że spóźnienia spotykały się z nieukrywanym niezadowoleniem. Plus trzeba się wpasować w gust siedmiu osób. Nie dla mnie.
Zyskałam wiele luzu, głównie tego psychicznego po wprowadzeniu tych zmian.

Warto od początku ustalić zasady

My tego nie zrobiliśmy i przez długi czas odbijało nam się to czkawką. Im dłużej mieszkamy razem tym bardziej wszyscy na tym tracą zwłaszcza psychicznie.

Każdy chciałby po swojemu a niestety tak się nie da.

Coś czego nie ustaliłam na początku i przez to do tej pory jest z tym problem to prywatność. Niepukanie jest u nas normą, a dla mnie czymś niezrozumiałym, niepojętym, niemieszczącym się w granicach mojego rozumowania. Jeszcze gorzej zrobiło się gdy urodził się Bąbel bo zaczęli przychodzić "do niej", jakby to coś tłumaczyło. Nie cierpię siedzieć w zamkniętym pokoju, jednak zostawienie otwartych drzwi jest jak zaproszenie, więc czasem bywało jak w zoo, bo każdy chce przyjść popatrzeć.

Jest kilka zalet

Wszystko ma wady i zalety. Tutaj też znajdzie się kilka zalet.
Po pierwsze: Połówek ma taką pracę, że często nie ma go całymi dniami. Więc przynajmniej mam możliwość porozmawiania z kimś poza Majką.


Po drugie: czasem, w nagłych wypadkach zazwyczaj jest ktoś kto może zająć się Majką. I w mniej nagłych też. Babcia nie raz zostawała z Majką, gdy z bratem szliśmy biegać.
Po trzecie: gdy nie chce mi się gotować to zawsze awaryjnie mogę skubnąć coś z ich obiadu :)
Po czwarte: oczywiste aspekty finansowe.

Jednak mimo tych zalet (jakże ważnych zresztą), jeśli sytuacja nie wymusza na Was mieszkania z rodzicami to nie róbcie tego. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Naprawdę. Nawet jeśli myślicie, że macie dobry kontakt z rodzicami, to lepiej tego nie róbcie. Ponieważ:
1) jeśli mieszkaliście już sami to pojawi się konflikt, bo nauczyliście się już mieszkać po swojemu. Mieszkanie razem to konieczność nieustannych kompromisów na każdym niemalże kroku (albo kłótnie, na każdym kroku)
2) jeśli już mieszkacie razem i właśnie oczekujecie dziecka to wierzcie mi, dziecko wiele zmienia.
Wiem, że tekst jest trochę mocny. Wynika to z przeciążenia sytuacją i czekaniem. Czekaniem na mieszkanie, które już dawno miało się zwolnić a przed nami jeszcze remont.
Może byłoby inaczej, gdybyśmy mieszkali tylko z rodzicami...

Komentarze

  1. Popieram. Na tym nie tylko wy źle wyjdziecie, ale co najwazniejsze to relacje między wami. Wyprowadzajcie się jak najszybciej. U mnie już dom stoi. Teraz powoli go aranżujemy. Bardzo podoba mi się moj nowy kominek i wkłady kominkowe

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja postarałem się, aby jak najszybciej się usamodzielnić i muszę przyznać, że nawet mi się to udało zrealizować. Na tą chwilę jestem na etapie zakupu mieszkania od dewelopera https://www.eurostyl.com.pl/ i liczę na to, że niedługo uda mi się to osiągnąć i będę mieszkał już na swoim.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz