Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły vs Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały. Czym się różnią i którą wybrać?


Obie książki stoją dumnie na mojej półce i żadna się nie kurzy. Czy potrzebne mi aż dwie? Jeśli mam niebieską, to czy warto kupować różową? A jeśli nie mam żadnej to którą kupić?



Książkę Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły kupiłam już dawno a jakiś czas temu w końcu ją przeczytałam. Była mi bardzo pomocna, chociaż brakowało mi przykładów odnoszących się do mniejszych dzieci, gdyż czasem trudno było mi zmodyfikować przykład opisujący np. dyskusję z nastolatkiem tak, by zastosować to do kilkunastomiesięcznego dziecka.
Gdy zobaczyłam, że ukazała się pozycja dla młodszych dzieci Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały (napisaną m.in. przez córkę jednej z autorek pierwszej książki) pomyślałam "Super, muszę ją mieć!". Po drodze trafiłam na opinie, iż książki są do siebie podobne i nie ma sensu kupować "różowej". Było również wiele opinii, iż warto jednak kupić również tą o maluchach.
Postanowiłam to sprawdzić (w końcu każdy pretekst jest dobry by kupić kolejną książkę). Na początku przeżyłam rozczarowanie "Kurcze, jednak wszystko jest bardzo podobne, mogłam sobie darować". W pewnym momencie chciałam nawet przestać czytać ją dalej ale byłam wytrwała i to się opłaciło.
Ta książka naprawdę bardzo mi pomaga. Największy efekt jest oczywiście w momencie czytania, gdy wszystko jest na świeżo i masz motywację by próbować nowych metod, które (uwaga!) działają !

Podobieństwa

Książki napisane są w bardzo podobnym stylu. Czyta się je bardzo szybko i lekko. Nie są to książki przez które trzeba przebrnąć. Autorki wykazują się dużym poczuciem humoru przez co lektura jest jeszcze przyjemniejsza.
W obu książkach autorki przywołują przykłady własnych potyczek z dziećmi a także opowieści rodziców biorących udział w prowadzonych przez nie kursach. Dodatkowo w rozdziałach znajdują się proste ilustracje pozwalające na łatwiejsze utrwalenie proponowanych sposobów rozwiązywania problemów a rozdziały zakończone są krótkim podsumowaniem z prostymi przykładami. Jest to dobre narzędzie, gdyż pozwala na szybkie odświeżenie wiadomości bez wertowania całej książki i poszukiwania pożądanego fragmentu. Dzięki temu można wrócić do książki w dowolnym momencie z dowolnym problemem, łatwo to odnaleźć.

Różnice

W książce Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły autorki same uczą się i testują na sobie metody, dla nich to też jest coś nowego. Książka zawiera również zadania dla czytelnika. Niektóre polegają na określeniu własnych uczuć w przedstawionych sytuacjach inne natomiast zmuszają nas niejako do pracy poprzez monitorowanie własnych zachowań i zapisywanie wniosków. I o ile z pierwszym typem zadań nie miałam problemów, te drugie okazały się niewykonalne ze względu na wiek mojego dziecka (po prostu borykamy się z innymi problemami, te wskazane w książce są dopiero przed nami). Jest to jednak ciekawe ponieważ mamy namiastkę warsztatów i większą motywację do wprowadzenia nowych metod.

Natomiast Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały, zawiera dodatkowy rozdział poświęcony stosowaniu metod w wychowaniu dzieci o innej wrażliwości (np. z autyzmem czy problemami sensorycznymi). Ponadto druga część książki poświęcona jest typowym problemom z jakimi borykają się rodzice małych dzieci, m.in. walka o każdy kęs, poranne wyjście z domu, zakupy, kłamstwa, wizyty u lekarza, skarżenie czy nagłe oddalanie się i znikanie z pola widzenia. Każdy problem to osobny rozdział opatrzony narzędziami, przykładowymi rozwiązaniami i historiami rodziców. Uważam to za największy atut tej książki chociaż nie można tu mówić o gotowych rozwiązaniach, bo takie nigdy nie istnieją.

To, co najlepsze

Obie książki, poprzez zamieszczenie fragmentów warsztatów i rozmów z rodzicami, dają nam poczucie, że nie jesteśmy sami. Zarówno rodzice uczestniczący w warsztatach jak i same autorki miewają gorsze dni, chwile zwątpienia i rezygnacji. Otwarcie przyznają się do swoich błędów i potknięć wskazując jednocześnie, że możemy je stale naprawiać. Nie raz podczas czytania myślałam "Uff, nie tylko ja tak mam" lub "Aha, czyli to normalne w tym wieku". Jest to niezwykle pokrzepiające. Przykłady rodziców doskonale pokazują również, że nie zawsze dana metoda zadziała ale zawsze można spróbować inaczej i to przynosi efekt.

Najciekawszym dla mnie było jednak wyznanie autorki Jak mówić, żeby maluchy.., Joanny Faber, córki Adel Faber będącej autorką Jak mówić, żeby dzieci.. Joanna Faber była wychowywana, co oczywiście, w duchu metod swojej matki. Mimo to popełnia wiele typowych rodzicielskich błędów. To zrzuciło ze mnie ogromny ciężar. Skoro ona popełnia takie błędy to nic dziwnego, że zdarzają się one również mi, wychowanej zgoła odmiennymi metodami. Nie oznacza to bynajmniej jakiejś specjalnej taryfy ulgowej pozwala jednak na nabranie dystansu, większą wiarę w siebie oraz motywację, by błędy naprawiać i próbować dalej.

Nie będę tutaj streszczać żadnej z książek i opisywać metod. Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę. To jest inwestycja na lata.
Którą?
Jeśli jesteś mamą małego dziecka warto sięgnąć po Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały. Wykorzystując opisane metody za parę lat wcale nie będziesz musiała kupować Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły. Jeżeli masz w domu niebieską książkę i małe dziecko i zastanawiasz się nad kupnem różowej nie będę Cię namawiać. Powiem jedynie, że warto. Chociaż niebieska również jest świetna i opierają się na tych samych narzędziach, w końcu różowa jest niejako jej dzieckiem.

Komentarze

  1. Dzięki za porównanie, bo właśnie się zastanawiałam czy warto „te różową” dokupić :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz