Nie zawsze pytam moje dziecko o zdanie




Powiem więcej, nie uważam tego za błąd. I to wcale nie czyni mnie złą matką.
Staram się dużo mówić do mojej córki. Tłumaczyć jej co robimy i dlaczego lub dlaczego nie może mieć w danej chwili tego, na co ma ochotę. Informować gdzie idziemy i po co. Robię to od dawna (chociaż nie od urodzenia). Na początku było to trudne, taka bezsensowna gadanina jak się wydaje.
Teraz zmienimy pieluchę, położę Cię na przewijak, zdejmę skarpetki, spodnie bla bla .
Bierzemy ręcznik i idziemy się myć, nalejemy wody, zrobimy chlapu-chlapu.
Z czasem gdy widziałam, że córka rozumie coraz więcej zaczęłam pytać ją o zdanie.
Chcesz te czy te spodnie ?
Gumkę czy spinkę ?
Którą bajkę chcesz poczytać ?
Którego misia bierzesz na spacer ?
Idziemy do babci ?
Chcesz się bujać czy robić babkę z piasku ?
Ot takie codzienne małe wybory, które małymi kroczkami prowadzą ją do samodzielności.

Są jednak rzeczy o które nie pytam a jedynie informuję, że będziemy to robić

Idziemy zmienić pieluchę.
Chodź umyć zęby.
Idziemy do lekarza.
Idziemy spać, myć się itp. (chociaż w kwestii spania różnie to bywa, nie chce to nie zaśnie i tyle).

Tu nie ma miejsca na pytania, bo musimy to zrobić. Odpowiedź "nie" nie jest tu rozwiązaniem i na taką decyzję zazwyczaj nie mogę się zgodzić.
Co nie znaczy, że Młoda zgadza się na to wszystko bez mrugnięcia. Oczywiście, że nie. Czasem zdarza się zdecydowany opór. Wtedy rozmawiamy, tłumaczymy, że pieluchę trzeba zmienić, bo śmierdzi a potem może boleć pupa, że trzeba umyć ręce po powrocie do domu, bo są brudne po zabawie piaskiem.
Staram się również dać jej w tym czasie dodatkowe zadanie. Np. proszę by wzięła swój ręcznik, bo idziemy się myć. By wybrała zabawkę lub bajeczkę, którą chce trzymać podczas zmiany pieluchy.
Nigdy nie robimy nic na siłę.
Nie zmienimy pieluchy w towarzystwie krzyków i prężenia, próbujemy to w jakiś sposób załagodzić (np. krótka przerwa na przytulaska i zmieniamy dalej), nie wciskamy na siłę marchewki z obiadu jeśli wybiera z talerza tylko mięso, mówimy żeby spróbowała ale wybór należy do niej.

Jak dotąd to działa. Awantury nam się nie zdarzają. Chociaż muszę przyznać, że powoli wkraczamy na grunt pt. "bunt dwulatka" oraz "sama sama". Mam nadzieję, że ten sposób nas nie zawiedzie. Zapewne przyda się więcej cierpliwości i konieczne będą częstsze rozmowy. 😉 

Jestem niezwykle ciekawa jak Wy postępujecie w takich sytuacjach. Co u Was sprawdza się najlepiej ?

Paulina

Komentarze