Pół roku na swoim. Krótkie podsumowanie


Myślę, że pół roku to dobry czas, by podsumować mieszkanie samemu. Część z Was pewnie wie, że gdy na świat przyszła Pierworodna mieszkaliśmy u moich rodziców, plus moje rodzeństwo (pisałam o tym tutaj). Sześć dorosłych osób, jedno niemowlę, plus pies i jeszcze babcia za miedzą. Niezły kocioł. Odliczałam dni do wyprowadzki.

Samotność

Początki nie były takie jak się spodziewałam. Co prawda marzyłam o pustym domu na moich zasadach, gdzie nie musiałabym martwić się o krytykę jaka to ze mnie matka i pani domu. Na szczęście takie komentarze zdarzały się niezwykle rzadko, jednak to trochę jak mieszkanie u Wielkiego Brata. W domu zawsze ktoś jest, bez chwili oddechu, bez chwili dla siebie z przestrzenią w jednym pokoju. Czułam się ciasno.
Jednak po wyprowadzce zderzyłam się z pustką i samotnością. Co prawda Połówek zmienił pracę i w domu był o wiele częściej jednak nawet te kilka godzin tylko z Majką wydawało się jak bardzo długi czas. Nagle nie miałam do kogo się odezwać. Pokoje biły echem, bo meble przychodziły stopniowo. Mój entuzjazm malał. Bez przerwy szukałam sobie towarzystwa dorosłych osób. Dopiero niedawno przyzwyczaiłam się do tego stanu i czerpię z niego ogromną radość. W końcu mam czas dla siebie i robię co chcę (tzn. gdy M. śpi).

Na własnych zasadach

W końcu nie muszę się przejmować bałaganem. Nie muszę sprzątać kuchni zaraz po drugim śniadaniu zanim położę M. na drzemkę. Mogę to zrobić później bez obaw, że komuś to będzie przeszkadzało, gdy będzie chciał skorzystać z kuchni a ja utkwię na usypianiu dłużej niż myślałam. Nie muszę się martwić sztywnym podziałem obowiązków (przy dużej liczbie osób jest to wręcz konieczne). Teraz sprzątamy kiedy chcemy a i roboty jest mniej przy mniejszej liczbie osób (nie wliczam kuchni, czekam na moment, gdy wyprodukują samoczyszczące się blaty, jedzenie, które samo chowa się do lodówki oraz naczynia z opcją auto-czyszczenia).

Relacje

Odkąd mieszkamy osobno mamy ze sobą lepsze relacje. Zarówno my z Połówkiem miedzy sobą jak i z resztą rodziny. Odeszły problemy związanie ze sprzątaniem, hałasem (nie mogłam spać, bo tak późno poszłaś się myć i to mnie obudziło) i ciągłym wchodzeniem sobie w drogę (gotowanie obiadów w tym samym czasie, toaleta itd.). Teraz nikt nikomu nie zagląda do gara. A my w końcu możemy zapraszać gości do siebie nie przejmując się czy może rodzice chcą kogoś zaprosić a może mają ochotę pobyć w tym dniu bez odwiedzających.

W końcu nadszedł czas, gdy w pełni mogę cieszyć się, że jesteśmy na swoim. Wszyscy troje potrzebowaliśmy trochę czasu, by przywyknąć (chociaż M. jakby najmniej). Była to też próba dla naszego związku, bo szczerze mówiąc z Połówkiem nigdy nie mieszkaliśmy sami, tak we dwoje. Może dożyjemy tej chwili :)
W końcu też nasze mieszkanie nabiera charakteru mimo, że wciąż brakuje nam wielu rzeczy to nareszcie czuję się urządzona.

Macie podobne doświadczenia ? A może widzicie same zalety takiego układu ? Jestem niezmiernie ciekawa. Daj znać :)

Komentarze