Czekam na dzień, gdy moje dzieci będą same zasypiać, bo nie cierpię ich usypiać


Nasze dni mają raczej podobny przebieg. Mamy swoje rytuały, mniej lub bardziej sztywny plan dnia, którego staram się trzymać głównie ze względu na .. siebie. Wiem, że dzieci też tego potrzebują ale jak mi się wszystko rozjeżdża to robię się delikatnie mówiąc nerwowa. Zwłaszcza wieczorem.
Usypianie to taki rytuał, który zaczyna się tak naprawdę już dwie godziny przez realnym, fizycznym usypianiem. Pierwszym krokiem do usypiania jest u nas kolacja. I wystarczy tylko pół godziny obsuwy i wiem, że szlag trafi cały nasz sielankowy wieczór. 
Po kolacji oczywiście kąpiel czy tam prysznic, mycie zębów i te sprawy. Później sprzątnie pokoju dziewczyn i czytanie bajeczek. I tu zaczynają się schody, bo zazwyczaj po drugiej, trzeciej bajce zaczynam myśleć o wolnym wieczorze a Pierworodna domaga się jeszcze i jeszcze a nie są to już króciutkie kilkustronicowe opowiastki.
Później wiadomo. A to siusiu, a to piciu, a to poopowiadaj, a to pośpiewaj, a podrap, pomasuj, nie dotykaj, ale jednak pogłaskaj..

A gdy już myślę, że śpią od kilku minut i rozważam wyjście z pokoju, pada pytanie "A ile Kubuś Puchatek ma lat?"
"AAAA !" krzyczę w myślach naprawdę udając, że śpię i ukręcam w marzeniach głowę Puchatka. A, gdy w końcu śpią. I niemalże pieję z radości. Biorę Młodszą do drugiego pokoju a ona się budzi na małe co nie co, uziemiając mnie na kolejne pół godziny. I tak kończą się plany wolnego wieczoru a ja zasypiam tuż obok w brudnym dresie, z niezmytym makijażem i przetłuszczającymi się włosami.
I właśnie dlatego tak bardzo nienawidzę usypiania.
Żałuję utraconych, samotnych wieczorów.
Bo kocham te nasze wieczorne przytulaski, wspólne czytanie i kołysanki ale marzę od dniu, gdy odłożę książkę, powiem "Koniec" i wyjdę a one sobie SAME razem zasną.

Dlatego, gdy tylko zdarza się możliwość, że padną w aucie to chwytam okazję. W nosie z tym myciem i czytaniem. Niech już śpią w opakowaniu o 19 i chwała Panu. Właśnie wygrałam wolny wieczór :D
I wcale tak bardzo nie żałuję, że Pierworodna nie ma drzemek w ciągu dnia. Bo nawet, gdy ewidentnie była zmęczona usypianie w dzień trwało czasem nawet półtorej godziny. Także nie, dziękuję.
Z Połówkiem niemalże walczymy o wieczorne sprzątanie, coby tylko nie musieć wchodzić do jaskini bez snu.

A może jest wśród Was ktoś kto budzi dzieci, by jednak umyć te zęby? Bardzo jestem ciekawa. Piszcie koniecznie.

Ściskam
Paulina

Komentarze