Moje dziecko dużo mówi. Jak to zrobiłam?


Bardzo często słyszę, że M. bardzo dużo i ładnie mówi chociaż ma niespełna dwadzieścia miesięcy. Czasem sama nie mogę się nadziwić, gdy słyszę jak podśpiewuje sobie "Konika na biegunach" lub opowiada, że zbiera kwiatki dla Agatki.

To my, jako rodzice mamy największy wpływ na rozwój mowy naszych dzieci. Oczywiście geny oraz indywidualny rozwój dziecka swoją drogą  ale od nas, rodziców zależy bardzo dużo. Nigdy nie czułam jakiejś wewnętrznej presji, by moje dziecko szybko zaczęło mówić, każde nowe słowo a teraz zdania naturalnie budzą we mnie zachwyt i dumę i cieszę się niezmiernie, że możemy już sobie "pogadać", bo to zdecydowanie ułatwia wzajemnie zrozumienie. Jednak wszystko nastąpiło w sposób naturalny, bez presji bez spiny.

Oto co sprawdziło się u nas:

  • Czytanie - czytamy dziecku praktycznie od urodzenia (jakoś nie mogłam się przemóc w czytaniu do brzuszka), czytamy codziennie. Miałam problem, by opowiadać o pierdołach, o każdej czynności, którą wykonujemy, było to dla mnie sztuczne. Zaczęłam się przełamywać dopiero w okolicach półrocza, gdy M. była bardziej kumata i zaczynałam odnosić wrażenie, że mnie rozumie. Czytanie pod tym względem mnie uratowało i w ten  sposób zapewniłam jej "kąpiel słowną". O tym dlaczego, jak, kiedy i co czytać pisałam w tym poście.
  • Karmienie piersią - w trakcie ssania piersi dziecko angażuje swoje mięśnie i język intensywniej niż podczas ssania butelki. Ponadto angażuje zupełnie inne mechanizmy mięśniowe. Warto dodać, że praca języka ma również duże znaczenie przy prawidłowej wymowie.
  • BLW - tu znów mamy pracę mięśni. Dziecko musi sobie poradzić z kawałkiem jedzenia, jako, że nie ma zębów (a jeśli ma, to nie ma ich na tyle dużo by załatwiły sprawę gryzienia) musi zatem zaangażować usta, język, dziąsła i poliki oraz inne mięśnie odpowiadające za przesuwanie jedzenia, a które odpowiadają również za artykulację. Przy połykaniu papek praca mięśni jest nieporównywalnie mniejsza. Dodatkowo przy BLW mamy ćwiczenia koordynacji ręka-oko oraz ćwiczenia małej motoryki, które również przyczyniają się do rozwoju mowy.
  • Mówienie dorosłym językiem - mowa matczyna a pieszczenie się to zupełnie dwie inne kwestie. Nigdy nie mówiłam do żadnego dziecka "Zobać jaki śłodki ptasiek". Nie umiem tak mówić, szczerze mówiąc, nie wiem jak to się robi. To prawda, że mówiąc do malucha nasz głos i sposób mówienia się zmienia, jest to normalnie i jak najbardziej prawidłowe to tzw. mowa matczyna, gdy nasz głos jest wyższy, mówimy wolniej, wyraźniej,  specjalnie intonując i wydłużając wyrazy "Kto ma takie słodkie policzki? No ktoooo?" Tyyyy. Taaaaaak." Dziecko, które ma śłodkie polićki raczej nie będzie mówiło prawidłowo za kilkanaście miesięcy.
  • Powtarzanie po dziecku - "Co to jest?" "Muuu", "Tak, to jest krowa, krowa robi muu". Nie poprawiamy. "Mamo, pokąć". "Tak, jedzie pociąg." Zamiast "Nie mówi się pokąć tylko pociąg". Chyba, że chcesz zniechęcić dziecko. (Słowo "pokąć" zapożyczone od M. jedno z moich ulubionych 😉 ). Ukryła się tu również onomatopeja. Dzieciom o wiele łatwiej naśladować te proste dźwięki niż wyrazy. U nas pierwsze było "i ha ha". Szczerze polecam Księgę dźwięków i inne książeczki tego typu.
  • Mieszkanie w domu pełnym ludzi. - Jak wspomniałam wyżej miałam problem z gadaniem o pierdołach. Na szczęście w domu było pełno ludzi, więc jak nie ja to ktoś. Poza tym przy takiej liczbie osób zawsze jest ktoś kto rozmawia, dzięki czemu M. mogła się osłuchać nie tylko z książeczkami i matczynym gadaniem ale też z rozmowami dorosłych
  • Bez smoczków i butelek. - Wizja odstawiania smoczka skutecznie mnie zniechęciła, poza tym widmo problemów ze zgryzem też nie było zbyt zachęcające. Butelki również nie były nam potrzebne (nigdy nie odciągałam mleka-nie wiem, nie umiem, nie znam się 😉 ).
  • I ostatni punkt, myślę, że dość istotny. Nie mamy telewizora, M. nie ogląda bajek i youtuba, nie umie odblokować telefonu i przeglądać zdjęć. Czasem oglądamy zdjęcia i filmiki jakie zrobiliśmy danego dnia, nic poza tym.  Nawet gdy dorwie nasz telefon to po prostu "dzwoni" do babci, nie próbuje nic naciskać. (Wkrótce napiszę więcej o wpływie telewizora, biorę się za ten wpis od ponad roku - miał być jednym z pierwszych.)
Słuchanie jak dziecko uczy się mówić jest niesamowitym doświadczeniem. W zasadzie codziennie M. czymś nas zaskakuje. Nigdy nie wiesz jakie słówko zechce powtórzyć Twoje dziecko. U nas na topie "Pan kotek był chory.." więc od kilku dni słyszę "broń Boże". Z czasem ponoć zachwyt nad mową dziecka zmienia się w "Czy ono kiedyś zamknie buzię?". Tego nie wiem. Cieszę się tą chwilą.
Jak u Was jest z gadaniem dzieci? Czekacie na pierwsze słowa? Słuchacie pierwszych zdań? Czy czekacie na chwilę ciszy ?

PS. Oczywiście nie sugerujcie się tytułem, Połówek miał tu równie duży wkład (poza oczywiście karmieniem piersią).

Komentarze