Krzyczę, płaczę, przepraszam. Nie jestem ideałem



To normalne, że wkurzamy się na dzieci. Do dzieci potrzebna byłaby anielska cierpliwość samego Papieża czy Dalajlamy. Ale oni przecież nie mają dzieci.

Dzieci potrafią być wkurzające i irytujące z tymi ich małymi wielkimi problemami, które sięgają rangi końca świata. Każdemu czasem puszczają nerwy i myślę, że nawet sam papież, by nie podołał ale jesteśmy tylko ludźmi. I dzieci też są tylko ludźmi. Konflikty są nieuniknione czy to w relacjach dorosły-dorosły, dorosły-dziecko i oczywiście dziecko-dziecko. Każdy z nas ma przywary, które są irytujące dla innych zwłaszcza, gdy spędzamy z jakąś osoba znaczną część dnia. Każdy czasem ma gorszy dzień, zarówno my jak i dzieci. Gorzej, gdy te dni wypadają tego samego dnia. I nie mam mocnych. Kropla do kropli, aż w końcu miarka się przelewa. To ponad Twoje nerwy. Wybuchasz. Krzyczysz. Uciekasz. Chowasz się w łazience czy gdziekolwiek indziej, gdzie nie dosięgnie Cię ten pełen smutku wzrok, który teraz tylko bardziej Cię irytuje.

Spoko. Każda z nas tak ma. Ja też.
Macierzyństwo to nie bułka z masłem. Strefa komfortu jest porządnie naruszona. Brakuje Ci przestrzeni i świętego spokoju. Masz swoje plany, które dzieciaki mają w nosie, bo ich nie obchodzi ta sterta garów i brudnego prania. Ani to, że dom wygląda jak po tornadzie a wieczorem macie gości. Nie obchodzi ich, że chciałabyś w spokoju zjeść kanapkę lub ostatnie, ukryte ciastko, bo przecież MUSISZ pomóc odszukać ulubionego zwierzaczka. TERAZ.
I są dni, gdy naprawdę znosisz to wszystko ze stoickim wręcz spokojem i myślisz, że należy Ci się jakiś order ale są też takie momenty, że bez czekolady nie podchodź, a że biedne dziecko czekolady nie ma to mu się oberwie (nie mówię o przemocy fizycznej, bo to granica nieprzekraczalna, mająca wreszcie swoje miejsce w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym).

Oczywiście krzyczenie na dziecko nie jest dobrą i skuteczną metodą wychowawczą ale nie wierzę, że jest matka, której nigdy się to nie zdarzyło. Warto o tym pamiętać, by nadmiernie nie katować się dodatkowymi wyrzutami sumienia, że jestem najgorszą matką na świecie, bo Iksińska z Instagrama to na pewno nie krzyczy. Najważniejsze i zarazem najtrudniejsze jest jednak to co następuje po tym. Przepraszam. To powinno pojawić się za każdym razem, gdy nadużyjesz decybeli. 
Przepraszam nawaliłam. Przepraszam nie powinnam na Ciebie krzyczeć. Przepraszam, nie wytrzymałam. Jestem zmęczona. Przepraszam. Mogę Cię przytulić? Przepraszam. Pewnie się wystraszyłaś mojego krzyku. To na pewno nie było dla Ciebie miłe.

Zawsze przepraszam, chociaż na początku było trudno.

U mnie schemat zawsze jest taki sam. Krzyk, ucieczka, płacz z bezsilności, płacz z wyrzutów sumienia, przeprosiny. Warto o nich pamiętać. Każdy popełnia błędy, warto się do nich przyznawać i je naprawiać.

PS. Nie obiecuj sobie i dziecku, że już nigdy nie krzykniesz. Nie chce odbierać Ci nadziei ale to mało realne. Oczywiście warto próbować. Trzeba próbować. Zaciskać zęby, pięści czy nawet tupać nogami. Ale obiecywanie sobie, że już nigdy obudzi w Tobie większą frustrację, gdy to nastąpi a to w niczym Ci nie pomoże. Chyba, że lubisz wyrzuty sumienia. Ja nie.

Komentarze