Jak prawie rozminęłam się z BLW - czyli samokarmienie się dziecka w praktyce



BLW zafascynowało mnie, gdy tylko dowiedziałam się o jego istnieniu (więcej o tym czym jest BLW tutaj). Na początki szło gładko, jednak z czasem było coraz gorzej.
Czy BLW nas zawiodło ? Nie.
Czy była to wina Bąbla ? Nie.

Powód. Ja.

Tak. Tu muszę się Wam przyznać, że zaczęliśmy błądzić z mojej winy.
Na początku było wszystko idealnie. Gotowałam Majce na parze różne warzywka 1-2 razy dziennie. Chciała to jadła, nie chciała - nie jadła. Jak dla mnie luz przecież regularnie dostaje pierś, więc ma wszytko co jej potrzeba.

Później było nieco gorzej.


Z biegiem czasu uznałam, że Majki dieta powinna być o wiele bardziej urozmaicona, by dostarczyć jej jak najwięcej wartości odżywczych, więc zaczęłam wyszukiwać rozmaite dania, których przygotowanie często zajmowało mi sporo czasu. Co tydzień robiłam plan posiłków na każdy dzień, tak by żadne danie nie powtórzyło się w danym tygodniu (a najlepiej miesiącu), co dawało nam 21 nowych przepisów tygodniowe, z których prawie każdy robiłam po raz pierwszy. Nieźle co?
Moja frustracja narastała, gdy okazywało się, że Majce nie tyle nie smakuje co nawet nie chce spróbować. A i mi nie zawsze smakowało.
Kończyło się niesmakiem moim, Majki, jedzeniem na podłodze oraz strachem przed kolejnym daniem, które również może nie wyjść i w najlepszym wypadku wylądować w misce psa.

Posiłki stawały się mordęgą. Zamiast cieszyć się wspólnymi posiłkami zaczęłam patrzeć co i ile Majka zjada. Zaczęłam przemycać jej to, co jej nie smakowało pod tym co lubi (z marnym skutkiem na szczęście, jednak ku mojej wielkiej irytacji). Bałam się, że ma już prawie rok a zdarza się, że poza cycem nie zjada prawie nic. 

Tym sposobem znacznie oddaliliśmy się od zasad BLW. Wciskanie posiłku, proszenie o jeszcze jednego kęsa, nerwy i krzyki to nie jest to do czego dążyliśmy. Wtedy pomyślałam, że to wszystko zaszło za daleko.

Nadszedł czas, by wyluzować


Przestałam planować posiłki, zaczęłam robić potrawy, które znam i lubię (z uwzględnieniem tego co może jeść Majka). Nadal sięgam po nowe przepisy ale robię  to zdecydowanie rzadziej. Nadal też robię listę zakupów na cały tydzień mając w głowie ogólny zarys tego, co będziemy jeść (zwłaszcza na obiady), gdyż oszczędzamy wtedy o wiele więcej pieniędzy i jedzenia ale nie jest to już tak restrykcyjne i oszczędza mi wiele stresów.

Przestałam się przejmować, że zjada za mało. Je tyle ile chce i potrzebuje. Zjada to na co ma ochotę. W trakcie posiłku prawie w ogóle nie patrzę jak je. Jedynie dokładam jej jedzenie, dolewam wodę, kontroluję czy się nie dławi lub rozmawiamy. Myślę, że dzięki temu ona również przestała czuć presję.

Przestałam się przejmować bałaganem. Nie bałaganem. Tym syfem, który zostaje po większości posiłków. Jaki by on nie był patrzę na to ze spokojem i biorę się za sprzątanie.

Efekt?


Majka je o wiele więcej.
Naprawdę. 
Zauważyłam, że zdecydowanie woli malutkie kawałeczki, które może chwytać kciukiem i palcem wskazującym (odkąd nabyła umiejętność chwytu szczypcowego jest to jej najlepsza forma jedzenia). Dlaczego o tym mówię? Duże kawałki od razu lądowały na podłodze, dzięki małym kawałeczkom większość ląduje w buzi.
Łatwiej mi wychwycić, które dania i składniki jej smakują bądź nie, gdyż dania się powtarzają i jemy to co wszyscy lubimy najbardziej. To nie znaczy, że zupełnie sobie odpuściłam. Nadal lubię jeść zdrowo i różnorodnie, starając się wykorzystywać sezonowe warzywa i owoce pamiętając, by nie jeść ciągle tych samych, więc nie martwię się zbytnio o niedobory (warto co jakiś czas zrobić podstawowe badania) ale nie czuję już presji.

Sprzątanie. 


Cóż, akurat w tej kwestii niewiele się zmieniło. Chociaż widzę postępy. Kiedyś Majka za każdym razem gdy kończyła pić wyrzucała kubek z rozmachem. Po wielu próbach powstrzymania rzutu (a raczej uniemożliwieniu poprzez złapanie kubka w odpowiednim momencie) i wielu, wielu prośbach, by odstawiała kubek na blat krzesełka w końcu osiągnęliśmy cel.
Podobnie z wyrzucaniem jedzenia. Wcześniej, gdy coś jej nie smakowało od razu lądowało na podłodze. Teraz zdarza się jej to zdecydowanie rzadziej, gdy czegoś nie chce po prostu oddaje to nam. Wyprzedzę Wasze pytania. Samo nie przyszło po prostu tłumaczyliśmy jej wiele razy by to czego nie chce odkładała lub oddawała nam.

Tym sposobem nasze BLW znów stało się przygodą, do której serdecznie Was zapraszam.

Komentarze