Czy łatwo jest być wege?



Zawsze trochę z dystansem patrzyłam na osoby, które nie jedzą mięsa. Zresztą, nie oszukujmy się 15 lat temu nie było to tak popularne, zwłaszcza w małym miasteczku, więc były to naprawdę pojedyncze osoby . Ale do głowy nie przyszłoby mi, że będę jedną z nich. Dziś już jestem.
Co ciekawe, w ogóle jakoś specjalnie tego nie planowałam. To w zasadzie stało się pewnego marcowego dnia (a może był to luty? whatever). Mięso nagle wydało mi się nie do zjedzenia (a wiedziałam, że w ciąży nie jestem 😉) jakieś takie, obrzydliwe. Być może wynikło to z faktu ograniczenia nabiału, zwłaszcza mleka. Widocznie taka kolej rzeczy. A o mleku sobie poczytajcie jeśli chcecie ..

Ale wracając do mięsa. Bo ja wracałam kilka razy. Na zasadzie "A może zjem sobie plasterek szynki, a może kiełbaskę z grilla, a może gołąbka u mamy". I zawsze kończyło się tak samo. Niesmak. Złe samopoczucie. Wariacje w brzuchu. Można powiedzieć, że testowałam sama siebie ale najwidoczniej mój organizm nie popierał moich testów i dawał mi jasne znaki "Nie jedz mięsa!".
Ale łatwo powiedzieć "Nie jedz mięsa", bo czymś to mięso trzeba zastąpić i o ile w ciągu dnia można skomponować jakieś posiłki to z obiadem zawsze jest problem. Z obiadami w ogóle zawsze jest problem, nawet jeśli świnie i kury goszczą na naszych talerzach. Tak czy siak coś musi się pojawić obok ziemniaków i surówki. A jeśli o mnie chodzi to wegetariańskie kotlety są moją zmorą. Z czego bym nie robiła to zawsze nawala mi konsystencja i rozwalają się przy obracaniu na drugą stronę.
Tak naprawdę trzeba na nowo komponować wszystkie przepisy. Już nie zrobię na szybko spaghetti bolognese. Nawet do jednogarnkowego dania wypadałoby dorzucić coś ekstra tylko co? Kombinuję trochę z ciecierzycą i tofu ale jeszcze nie rozgryzłam tej kwestii. A dieta chcąc nie chcąc powinna być zbilansowana. Trzeba trochę poszperać a mnie nigdy nie kręciły te tematy. Co powinno się łączyć, czego łączyć nie można.
Szczerze mówiąc wciąż tego nie ogarniam kieruję się raczej intuicją.

Wege dzieci

Problem dochodzi, gdy Twoje dzieci są mięsożerne i z mięsa rezygnować nie zamierzają, a mam w domu taki egzemplarz. Ja natomiast nie jestem z tych, którzy lubią przez wiele godzin krzątać się w kuchni szykując dla każdego coś dobrego, więc wolę zrobić jedno porządne danie, które zadowoli wszystkich. Niestety dziecię na kotlety mięsopodobne się nie nabiera. Zatem siłą rzeczy mięso w domu się pojawia. Bo przecież nikogo do zmiany nawyków żywieniowych zmusić się nie da, dzieci też. Każdy sam musi podjąć tę decyzję. I ja również, z bólem serca szanuję decyzję mojego dziecka. Z bólem, bo gdy pomyślę jak nafaszerowane jest to mięso i ile mięsa jest w mięsie to naprawdę serce mi pęka, gdy ona to je. Mogę mówić i tłumaczyć ale cóż, gdy mówi do mnie:
- Mamo, chcę zjeść tę świnię.
Dobrze chociaż, że wie, że mięso to zwierzę..

Problem z wegetarianizmem u dzieci jest jeszcze inny. Niedobory. Łatwiej się ich nabawić. Chociaż z drugiej strony myślę sobie, że wiele rodziców ma problem, bo ich dzieci nie chcą jeść mięsa (często słyszę jak mam dobrze, że moje lubią mięso, o ironio !) ale nikt wtedy nie mówi, że są na diecie wegetariańskiej. Dlatego myślę, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek, ciecierzyca i kontrolne badania raz na jakiś czas (ale to niezależnie od rodzaju diety).

Prawda o moim wegetarianizmie

I tu się do czegoś przyznam. Gdybym miała powiedzieć czemu nie jem mięsa to nie z powodu zwierząt. Owszem to straszne w jakich warunkach żyją i jak są traktowane ale mnie bardziej uderza i przeraża czym są faszerowane. Co jedzą za życia i czym jest "wzbogacane" samo mięso. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć, co potem trafia do naszych żołądków. Chociaż do mojego już nie.
Czy zjadłabym mięso z kury, świni, krowy innego zwierzątka hodowanego w pobliskiej wsi, zajadającego zieloną trawkę? Nie wiem. Myślę, że nie aczkolwiek nie mogę tego powiedzieć na 100%.
Poza tym jest mały wyjątek w mojej diecie a mianowicie zupy. No i jak ugotować rosół bez mięsa? A może wyjdą tak samo dobre na maśle czy innym tłuszczu? Nie wiem. Jeszcze nie testowałam więc zupy gotuję na mięsie ale sama go później nie zjadam.

Fleksitarianizm

Do tej pory to określenie bardziej do mnie pasowało, gdyż jak wspomniałam robiłam sobie mięsne wyjątki w ramach testów ale nie tylko. Lato, grille, to nie ułatwia bycia wege zwłaszcza, gdy poza mięsem i surówką nie ma nic do jedzenia a nie oszukujmy się, ciężko pociągnąć na suróweczce, zwłaszcza gdy się karmi. Ale myślę, że ten etap już za mną. Mięso totalnie mi nie wchodzi. Nie jestem też totalnym frikiem. Nie sprawdzam składu w poszukiwaniu żelatyny. Ale mięso w potrawie wyczuję jak moje dziecko paprykę, nawet gdy ma średnicę milimetra.

Czy namawiam innych do wegetarianizmu?

Nie. No dobra poza ludźmi w moim domu. Ale poza tym nie. Każdy ma prawo decydować o tym co je. ALE! Warto się zastanowić co ląduje na naszych talerzach. Ba! W naszych żołądkach.
Wszak jesteś tym co jesz.

Komentarze